Melancholijny skok na głęboką wodę zwiastujący gwiazdorskie ambicje ikon subkultury gotyckiej.
56
Już premiera pełnej chwytliwych melodii płyty The Head on the Door (1985) wyraźnie sygnalizowała zerwanie zespołu z klaustrofobiczną stylistyką z początku dekady, a ósmy krążek formacji był kolejnym krokiem w kierunku popu i brzmień zapełniających stadiony.
„Kiedy docierasz do Disintegration, robi się dziwniej i mroczniej, a o to właśnie mi chodziło”.
Disintegration charakteryzuje oddanie konkretnemu nastrojowi — zadumie i melancholii inspirowanym dokonaniami brytyjskich artystów płynących na fali shoegaze’u i dream popu, ale i inspirującym kolejnych twórców. Na płycie może i nie brakuje alternatywnego rocka, choćby w utworach „Pictures of You”, „Lovesong” czy „Fascination Street”, ale zespół przytłumia emocje na tyle, że nawet durowy „Plainsong” nie tyle brzmi pogodnie, ile nabiera głębi.
Na płycie da się także dosłyszeć echa charakterystycznej dla grupy posępności, ale tym razem nuty zwątpienia brzmią całkiem zachęcająco, jak gdyby Robert Smith odkrył, że otulenie się własną samotnością jest jedynym antidotum na najchłodniejsze noce. To dzięki tego typu niuansom muzykowi udało się wprowadzić gotyckiego rocka i jego publikę do mainstreamu.