Gdy Dylan wziął do ręki gitarę elektryczną, oblicze popkultury zmieniło się na zawsze.
14
„I need a dump truck, mama, to unload my head” śpiewa Bob Dylan mniej więcej w połowie przełomowego albumu z 1965 roku. W tamtym okresie głowa Dylana — czołowego poety pokolenia i szyderczego głosu rodzącej się kontrkultury — faktycznie zasługiwała na odpoczynek. Artysta nagrał aż pięć płyt w ciągu zaledwie trzech lat, a w maju 1965 roku odbył ekspresowe tournée po Anglii. Miał prawo być wykończony. Czy to jednak oznaczało, że zabrakło mu celnych komentarzy albo motywacji do ich wypowiadania? Skąd.
„Chodziło o przemianę w gwiazdę rocka — to był dobry moment na robienie rzeczy po swojemu, żeby trochę wkurzyć ludzi”.
W każdej z dziewięciu piosenek Dylana pochłania inna kwestia — wszechobecne barbarzyństwo („Just Like Tom Thumb’s Blues”), miałkość ludzi z wyższych sfer („Ballad of a Thin Man”), sercowe wzloty i upadki („It Takes a Lot to Laugh, It Takes a Train to Cry”). Wraz z eskalacją działań wojennych w Wietnamie atmosfera w Stanach robiła się coraz bardziej napięta, a Dylan mierzył się ze swoim nowym statusem. Obrazy zawarte na tej płycie to wizje produkowane przez pracujący na pełnych obrotach umysł, przetrawiający ludzkie doświadczenia, by nadać im formę piosenek. Stały się one punktem zaczepienia dla słuchaczy, w czasach gdy zarówno język, jak i rockowy krajobraz zmieniały się z dnia na dzień — w czym duży udział miała niewątpliwie płyta Highway 61 Revisited.