Jego sztuka emocjonalnego krwawienia poprzez muzykę pchnęła rap w zupełnie nowym kierunku.
92
Już będąc enfant terrible hip-hopowego podziemia, Tyler, The Creator tworzył płyty prowokacyjne i przesiąknięte ironią, ale i dające wgląd w jego lęki i pogardę wobec samego siebie. Ale to materiał z czwartego krążka, Flower Boy, w pełni ukazał pamiętnikarski talent rapera śmiało przelewającego na papier bolesne emocje, w tym te wynikające z samotności czy tęsknoty za miłością. Tyler dał się poznać jako twórca międzygatunkowy, na styku hip-hopu, neo soulu i delikatnego jazzu zgrabnie balansujący między wyrzucaniem z siebie błyskotliwych wersów a zawodzeniem zapożyczonym od Pharrella falsetem.
Pod wieloma względami to właśnie krążek Flower Boy wyznaczył kierunek, w jakim podążyła muzyka jako taka, a stało się to m.in. za sprawą gościnnych występów umiarkowanie wtedy znanych, a później święcących triumfy Steve’a Lacy’ego czy Kali Uchis. Choć pracując nad płytą, Tyler otoczył się przyjaciółmi (Frank Ocean), idolami (Pharrell Williams) i gwiazdami rapu (A$AP Rocky, Lil Wayne, ScHoolboy Q), Flower Boy stanowi niezwykle osobisty manifest tego jedynego w swoim rodzaju artysty. Pchnięcie hip-hopu w zupełnie nowym, oryginalnym kierunku można tu wręcz uznać za efekt uboczny.